Rzecz o mocy fatum i tajemnicy rodziny

Rzecz o mocy fatum i tajemnicy rodziny

“Edyp cię kocha” Simona Doyle'a i Gavina Quinna w reż. Cezarego Ibera w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.

W jednym z wywiadów po sukcesie spektaklu “Rosencrantz i Guildenstern nie żyją”, który docenili w ubiegłym roku również widzowie koszalińskiego festiwalu “m-Teatr”, Cezary Iber jasno wyłożył, po co robi teatr. Wyjaśnił, że jest to jego osobista wypowiedź artystyczna, w której skupia się na kwestiach egzystencjalnych i uniwersalnych i może, ale wcale nie musi pokrywać się ona z wrażliwością widza. Bo to nie widza reżyser chce zadowolić. Nie pracuje po to, by komuś zrobić dobrze, tylko by się wypowiedzieć. Pamiętając przeczytane słowa łatwiej było mi oglądać spektakl “Edyp cię kocha”.

Historia znana jest wszystkim, którzy przeżyli w szkole romans z mitologią grecką. Tragiczna jest postać Edypa, który próbując uciec od fatum, z każdym kokiem zbliża się do wypełnienia dawnej przepowiedni. Wyrocznia przepowiedziała jego ojcu Lajosowi, że syn go zabije i poślubi własną matkę – Jokastę. Lajos kazał więc służącemu zabić dziecko. Ten rozkazu nie wypełnił, a mały Edyp trafił do pary królewskiej, rządzącej Koryntem. Kiedy sam wysłuchał wyroczni, zbiegł od rodziców, nie wiedząc, że są mu przybranymi i… napotkał na swej drodze Lajosa. Co dalej? Cóż, mit mówi o tym, że przed swym losem nie da się uciec.

Cezary Iber antyk uwspółcześnił. I pozostaje cieszyć się, że przedstawienia nowożytne trwają najczęściej około 2 godzin, bowiem te greckie potrafiły trwać nawet 4 dni… A tu kilkadziesiąt minut wymaga od widza sporo cierpliwości. Moralizatorska opowieść ozdobiona jest szeregiem zabiegów artystycznych, które zamiast wzmocnić przekaz, uderzyć, unaocznić, są jak czwarta kokarda na jednym bukiecie.

Chór, który w teatrze antycznym komentował, co dzieje się na scenie, wita nas tańcem. Wyuzdanie, którego doświadczamy w pierwszych sekundach, przewijać się będzie do końca, a to w formie sprośnych grafik, a to zachowań, które czasem wetknięte są między dialogi mam wrażenie tylko po to, by spoliczkować, zaszokować, a nie podbić coś na wyższe C.

Reżyser pokazuje dziwne relacje rodzinne. Niebezpieczne zależności, by nie użyć słowa chore. Pokazuje, że z antyku można rodzinę Edypa przenieść do “dziś” i rodzinne morale wcale nie będą takie dawne. Tylko dlaczego? Bo tak mówi fatum, czy klątwa to mit, bo sami swym zachowaniem ją na siebie sprowadzamy? Nie doszukujmy się odpowiedzi. Nie da jej rodzinna terapia, wizyta u lekarza. – Z każdym z nas jest coś nie tak! – diagnozuje wreszcie Antygona.

Spektakl wzbogacony jest o ciekawą muzykę, zabiegi multimedialne. Jednak treść przemyka obok. A od teatru oczekuję czegoś więcej.

za pomocą Rzecz o mocy fatum i tajemnicy rodziny.

Czarnoksiężnik z krainy os

Czarnoksiężnik z krainy os

“Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie” w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Znakomita sztuka Iwana Wyrypajewa w warszawskim Dramatycznym.

Agnieszka Glińska miała rację, mówiąc, że polski teatr długo czekał na kogoś takiego jak Iwan Wyrypajew. Myślę nawet, że na Wyrypajewa czekał cały teatr europejski. Obsypany nagrodami na międzynarodowych festiwalach rosyjski dramaturg i filozof urasta bez wątpienia do miana jednej z najciekawszych, najbardziej intrygujących postaci współczesnego teatru.

Jego sztuki są świetną odtrutką na publicystykę i doraźność polskich przedstawień, ale też grane są z powodzeniem w ponad 20 krajach świata. Mówi się o nim, że jest współczesnym Czechowem, ale to zbytnie uproszczenie. Gdy doda się do tego, że w utworach często stawia pytanie o granice ludzkiej wolności, sens ofiary i odkupienia oraz relację między człowiekiem a Bogiem, dostrzec w nim można także bliskiego krewnego Dostojewskiego.

Jego “Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie”, wystawione na wolskiej scenie Teatru Dramatycznego w reżyserii Wojciecha Urbańskiego, to jedna z najbardziej tajemniczych sztuk Wyrypajewa. Jest w niej wiele niedomówień i doza metafizyki. Autor po raz kolejny dzieli się wątpliwościami, bardziej zadaje pytania, niż udziela gotowych odpowiedzi.

A wszystko podane jest w formie rozmowy niemal salonowej. Bohaterami są Helena (świetna Katarzyna Herman), Mark (Witold Dębicki) i Joseph (Zdzisław Wardejn), czyli żona, mąż i przyjaciel. Dialog toczy się w przestronnym lofcie z widokiem na piękny krajobraz. Klimat opowieści przypomina słynne “Iluzje”, które także na tej scenie miały przed kilku laty premierę.

“Letnie osy” są sztuką przewrotną. Można powiedzieć, że autor bawi się konwencjami literackimi, nawiązuje do wielkiej literatury rosyjskiej, a nawet teatru absurdu. Zaczyna się od prostej sprzeczki małżeńskiej, gdy mąż zarzuca żonie kłamstwo dotyczące tego, kto odwiedził ją podczas jego nieobecności. Kwestionowanie kolejnych twierdzeń dotyczących innych podjętych tematów staje się po chwili regułą.

Co ciekawe, widz słuchający tych opowieści nie jest w stanie zająć jednoznacznego stanowiska. Pytania Wyrypajewa dotykają spraw zasadniczych: potrzeby miłości, zdrady, poszukiwania Boga, ale też aborcji i polityki. Podkreślający do niedawna swe przywiązanie do religii prawosławnej Wyrypajew zaczyna mówić o Bogu jako pewnym absolucie, uniwersum, ponad konkretną wiarą i religią. Sięga do spraw moralnych, światopoglądowych.

Obserwujemy człowieka “zawieszonego w swym niespełnieniu”. W wątpliwościach, które pojawiają się w jego życiu stale i potrafią użądlić w najmniej oczekiwanym momencie jak letnie osy w listopadzie.

za pomocą Czarnoksiężnik z krainy os.

Bez walki

Bez walki

“Happy Now?” Lucindy Coxon w reż. Adama Sajnuka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Anna Miller w tygodniku Newsweek Polska.

Teatru Polonia “Happy now?” brytyjskiej autorki Lucindy Coxon w reżyserii Adama Sajnuka to codzienny dramat cynizmu dwóch par i ich przyjaciela geja. Kitty (Maria Seweryn) ma dość roli matki i żony, nie docenia zawodowych wysiłków męża Johna (Bartłomiej Topa). Nie potrafi zbliżyć się do matki (Małgorzata Rożniatowska) nawet w obliczu poważnej operacji ojca. Miles (Bartosz Opania) pod maską błazna ukrywa alkoholizm i brak szacunku dla pastelowej żony Bei (Katarzyna Kwiatkowska). A gej Carl opowiada nam o romantycznych chwilach z partnerem, ale też o rozczarowaniu nim. Wszyscy tu żyją osobno, zamykając się w sobie w obliczu trudności. Walczą ze sobą, zamiast walczyć o siebie nawzajem. Symbolem ich relacji jest wielokrotnie przestawiana kanapa (brawo dla scenografki Katarzyny Adamczyk!), która dzieli świat między nimi, zamiast tworzyć wspólną przestrzeń.

za pomocą Bez walki.

Blitzy Theme & Wordpress PL